Koncert piosenki oraz melodii polskiej w ramach programu „Wydarzenia artystyczne dla dzieci i młodzieży”.

Szansa - Jesteśmy Razem

Uroczysta Gala „Jesteśmy razem” towarzyszyła XX Konferencji REHA FOR THE BLIND IN POLAND zorganizowanej pod hasłem „Świat otwarty dla niewidomych – autentyczne niwelowanie skutków niepełnosprawności w dążeniu do wyrównywania życiowych szans”. Podczas Gali Trzydziestolecia Fundacji odbył się finał konkursu „Kuźnia talentów” . Konkurs ten, w ramach projektu „Koncert piosenki oraz melodii polskiej”, miał na celu przede wszystkim stworzenie nowych produkcji artystycznych oraz reinterpretacji dzieł klasycznych opartych na budowaniu tożsamości kulturowej oraz narodowej dzieci i młodzieży z dysfunkcją wzroku do lat 18. oraz integrację z osobami pełnosprawnymi.

Prezentacja artystów pokazała, że młodzi przedstawiciele środowiska niewidomych i słabowidzących są szczególnie utalentowani i zasługują na uznanie i podziw nie tylko wśród naszego środowiska, ale całego społeczeństwa. Było to możliwe dzięki dofinansowaniu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Konferencja REHA OR THE BLIND IN POLAND w 2022 r. pod nazwą „Wielkie Spotkanie Niewidomych, Słabowidzących i Ich Bliskich” odbyła się w Centrum Nauki Kopernik w dniach 15-19.09.2022 r., a finał naszego konkursu – 15.09.2022 r. podczas Gali Trzydziestolecia Fundacji. Finaliści konkursu byli zaproszeni na Galę wraz z rodzinami. Mieli okazję uczestniczenia w warsztatach z ekspertem, który przygotował ich do występów na scenie. Zdobywca I nagrody zaprezentował swój talent podczas wystąpienia na żywo przed tysięczną publicznością zgromadzoną w salach Centrum Nauki Kopernik.

O Konferencji REHA FOR THE BLIND IN POLAND 2022

Finał konkursu „Kuźnia talentów” odbył się podczas XX edycji Międzynarodowej Konferencji REHA FOR THE BLIND IN POLAND. REHA jest organizowana przez Fundację Szansa dla Niewidomych niemal corocznie od 30 lat. Jest to przedsięwzięcie, które stało się ważnym i trwałym punktem w życiu wielu osób niewidomych w Polsce i na świecie. Niezmiennie od wielu lat tysiące osób głównie z niepełnosprawnością wzroku, a także ich rodziny, przyjaciele oraz dziesiątki instytucji i firm spotykają się w jednym miejscu, aby dzielić się wiedzą, wzajemnie motywować do działania, skorzystać z aktywności, do których nie mają dostępu na co dzień. Te kilka dni w roku dają poczucie uczestnikom, że świat jest dostępny dla wszystkich, że mogą żyć aktywnie i pasjonująco, że mogą być samodzielni w niemal każdej dziedzinie życia.

REHA to spotkanie wielowątkowe i międzynarodowe. Cieszy się popularnością nie tylko w kraju, ale też w najdalszych zakątkach świata: do udziału zgłaszają się przedstawiciele Związków Niewidomych z Kenii, Afganistanu czy Kazachstanu. Wszyscy goście mogą korzystać z różnorodnych punktów programu: w wykładach i panelach dyskusyjnych, prezentacjach stowarzyszeń i instytucji działających na rzecz środowiska i w sposób dostępny dla osób z niepełnosprawnością wzroku, w wystawie nowych technologii i metod rehabilitacyjnych oraz w wydarzeniach towarzyszących, takich jak koncerty, turnieje sportowe, konkursy, a także projekcje filmowe. Podczas konkursu „Kuźnia talentów” promowaliśmy talenty muzyczne młodych artystów z niepełnosprawnością wzroku.

W 2022 r. Fundacja Szansa dla Niewidomych obchodziła 30-lecie istnienia. Była to doskonała okazja do przybliżenia szerokiej opinii publicznej, szczególnie osobom spoza środowiska niewidomych i słabowidzących, co potrafią przedstawiciele naszego środowiska i jacy naprawdę są – nowocześni, śmiali, utalentowani i aktywni. Osoby sprawne, które im towarzyszyły, pokazały co to znaczy być razem, rozumieć i współdziałać!

Jak przygotować się do występu na scenie?

Przygotowanie wokalne

„Śpiewać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej…” – śpiewał przed laty na Festiwalu w Opolu Jerzy Stuhr. Każdy z nas czasem nuci coś pod nosem, śpiewa pod prysznicem, albo intonuje ulubiony utwór razem z wykonawcą, słysząc go w radiu. Jednak żeby stanąć po drugiej stronie, być tym wykonawcą, którego piosenki śpiewają setki fanów, nie wystarczy powiedzieć sobie, że śpiewać każdy może. Trzeba w sobie znaleźć wystarczająco dużo siły, by zapracować na sukces. Dotyczy to zresztą nie tylko śpiewu, ale dążenia do sukcesu w każdej sferze naszego życia.

Jeśli podchodzimy do tematu na poważnie, to musimy być gotowi na ciężką pracę i zaangażowanie. Niewielkie szanse na sukces mają osoby, które w dążeniu do sukcesu poprzestają na marzeniach i liczą na osiągnięcia bez podejmowania żadnego wysiłku, żeby ukształtować swój głos i szlifować talent. Nie wystarczy chcieć wcielić się w rolę gwiazdy i liczyć na sławę i uznanie. Największe osobistości muzyki, żeby stanąć na scenie i delektować się podziwem publiczności, musiały przepracować wiele godzin na ćwiczeniach wokalnych i scenicznych. A jeśli nawet ktoś dysponuje wrodzonym talentem i uda mu się wybić jakimś utworem, to nie pracując dalej nad swoją twórczością i uznaniem fanów, najczęściej będzie krótko świecącą i szybko spadającą gwiazdką.

Natura obdarzyła każdego z nas głosem. Służy nam do porozumiewania się, przekazywania słów, informacji, wyrażania emocji i odczuć. Głos mówi o nas czasem więcej niż sami chcemy ujawnić, np. drżenie głosu w dużym stresie lub strachu. O głos, tak samo jak o inne części ciała, powinniśmy dbać i go pielęgnować, jeśli chcemy by służył nam jak najdłużej i brzmiał jak najlepiej. Aby śpiewać profesjonalnie, trzeba być gotowym do ciężkiej pracy i wielu wyrzeczeń. Tak jak sportowiec regularnie ćwiczy i podejmuje wysiłek na treningach, tak i wokalista powinien trenować i pielęgnować swoje główne narzędzie pracy.

Nie każda barwa głosu brzmi dobrze w śpiewie, ale można go udoskonalać i trenować, by posługiwać się nim coraz lepiej. Nie zawsze treningi głosu wystarczą, aby nadrobić brak talentu, jednak poprzez zaangażowanie i poświęcenie czasu na regularne ćwiczenia można rozwijać się i czynić faktyczne postępy. Warunkiem powodzenia w nauce śpiewu są sumienność i pracowitość.

Na początek nauki śpiewu powinniśmy poznać opinię eksperta. Konsultacje u nauczyciela śpiewu pozwolą nam określić nasze największe atuty i zdiagnozować braki. Profesjonalista doradzi nam obiektywnie, w przeciwieństwie do rodziny czy znajomych, którzy będą albo nas nadmiernie chwalić, nie chcąc nas urazić, albo będą krytykować i zniechęcać. Słuchając takich opinii możemy tkwić w przekonaniu o swojej beznadziejności lub, co gorsze, o swojej doskonałości. Lekcje śpiewu mają na celu doprowadzenie do poprawy wokalu, ale aby były w pełni skuteczne, potrzebna jest identyfikacja obszarów wymagających szczególnie intensywnej pracy.

Kiedy wiemy już, jakie są nasze walory i słabości, dobrze jest wyznaczyć sobie cel, do jakiego dążymy w nauce śpiewu. Może być to pojedynczy występ przy okazji jakiegoś szczególnego wydarzenia, choć najczęściej podejmując się profesjonalnej nauki śpiewu, chcemy to przekuć na sukces na większą skalę.   Nasz cel powinien być realny i w pewnym stopniu określony w czasie, tak abyśmy dążyli do jego osiągnięcia świadomie. Mamy wówczas punkt odniesienia w postaci naszych początkowych umiejętności, a obserwacja postępów daje nam wiele satysfakcji i motywacji.

Naukę śpiewu możemy odbywać w ramach zajęć indywidualnych albo też w ramach szkoły wokalnej. Wiele takich placówek, państwowych i prywatnych, prowadzi zajęcia dla różnych grup wiekowych i o różnych porach. Wiele szkół organizuje otwarte koncerty, na których uczniowie mogą zmierzyć się z wybranym repertuarem przed szeroką publicznością. To z pewnością jeden z największych atutów edukacji w szkole śpiewu.

Składniki naszej muzykalności

Większość z nas ma możliwości rozwoju umiejętności wokalnych. Do czynników decydujących należą głos i słuch, ale też pewność, że chcemy to robić oraz determinacja do zwalczenia blokad, takich jak trema, brak pewności siebie czy też przeświadczenie o własnej nieomylności i talencie niewymagającym korekty i poprawy. Zatem pierwszym składnikiem do receptury na sukces muzyczny jest chęć doskonalenia się i korygowania swoich niedoskonałości. Trzeba niejako zamknąć oczy, dać się poprowadzić za rękę, by w końcu spojrzeć na siebie z zupełnie innej perspektywy.

Drugim składnikiem jest słuch muzyczny. Istnieje kilka ćwiczeń, które pozwalają samodzielnie zweryfikować, czy słoń nie nadepnął nam na ucho. Jednym z nich jest odsłuchiwanie dwóch sekwencji utworów i stwierdzanie, czy utwory są takie same, czy się różnią. Oprócz zajęć z profesjonalnym nauczycielem muzyki, słuch można też ćwiczyć poprzez regularne słuchanie muzyki różnych gatunków.

Trzecią i ostatnią umiejętnością, którą każdy wokalista musi posiadać, jest oczywiście zdolność do czystego wydobywania głosu. Ćwiczenie takie można samodzielnie wykonywać, powtarzając dźwięki. Nie zawsze uda się trafić w dźwięk za pierwszym razem, ale jeżeli dysponujemy co najmniej przeciętnym słuchem muzycznym, powinniśmy być w stanie stwierdzić, że dany dźwięk był za wysoki lub za niski. Na początek to wystarczy, aby zacząć śpiewać i czerpać radość z czynionych postępów.

Pokonanie stresu

Każdy artysta, nawet najbardziej doświadczony, może czuć tremę i stres przed występem. Jeśli marzysz o śpiewaniu, ale brak Ci pewności siebie, nie powinieneś rezygnować ze swoich marzeń! Możesz zastosować różne techniki i ćwiczenia, żeby zniwelować napięcie przed wyjściem na scenę.

Stres sceniczny może objawiać się na różne sposoby. Mogą to być obawy o problem z zapanowaniem nad głosem, o jego drżenie podczas próby śpiewu, zaschnięte gardło, spocone dłonie, nogi jak z waty… Trema objawia się nie tylko w głosie, ale też w zapanowaniu nad ciałem, koordynacją ruchów, mimiką i wyrazem twarzy. W końcu sposób naszej ogólnej prezentacji również wpływa na nasz odbiór przez publiczność!

Stres przed występami publicznymi może być tak silny, że zniechęca nas do podejmowania jakichkolwiek prób występów scenicznych. Nie sprzyja temu pielęgnowanie przekonania, że z pewnością jest się dużo gorszym wokalistą od innych i nie warto brać udziału w próbach, przesłuchaniach ani programach typu talent show, bo na pewno zostanie się źle ocenionym.

Jak radzić sobie z tremą? Przede wszystkim dobrze jest zrozumieć i przyjąć, że jest to zupełnie normalne zjawisko, które dotyka nawet bardzo doświadczonych weteranów sceny. Jeżeli zdarzało nam się występować na scenie jako dziecko i wówczas te objawy nie występowały, to wynikało wyłącznie z faktu, że niektóre dzieci nie uświadamiają sobie powagi sytuacji i nie przejmują się liczbą osób, która je słucha.

Problem stresu na scenie najczęściej rozwiązuje czas. Obycie sceniczne i radzenie sobie z tremą to z reguły kwestia doświadczenia. Każdy występ może być kolejnym krokiem w poznawaniu sceny i oswajaniu się z nią, do momentu, aż przestanie nas przerażać. Oswojenie ze sceną to też pewność siebie w stosunku do publiczności, przed którą występujemy. Dobrze jest zdobyć jej przychylność, zjednać sobie widzów, na przykład zachęcając ich do uczestniczenia we wspólnym śpiewaniu, do wyklaskiwania rytmu, albo po prostu miłym powitaniem. Pierwsze oklaski, jeszcze przed rozpoczęciem występu na dobre, powinny ukoić tremę i przywrócić pewność siebie.

Trema może się też objawiać problemami z przypomnieniem sobie tekstu, albo myleniem wersów piosenki. Jeśli nie jesteśmy do końca pewni co do swoich umiejętności, albo nie czujemy się dobrze przygotowani do występu, będzie to pogłębiać nasze obawy przed wyjściem przed publikę i jej niekorzystną reakcją. Na taką sytuację najprostszym rozwiązaniem jest po prostu gruntowne przygotowanie się do występu – wielokrotne ćwiczenia i powtórki, przeanalizowanie fragmentów utworu, które są najtrudniejsze i najbardziej wrażliwe na naszą pomyłkę. Jeśli podczas występu wydarzy się błąd, a może się to zdarzyć też bardzo doświadczonemu artyście, to nasze wcześniejsze perfekcyjne przygotowanie powinno dodać nam otuchy i przekonania, że daliśmy z siebie wszystko, co tylko mogliśmy.  

Nasz stres potęgują myśli – jak widzą nas widzowie, co o nas sądzą i mówią? Jeśli występujemy publicznie i jest to przedmiotem komentarzy, np. w Internecie, na forach i portalach społecznościowych, to musimy być przygotowani na uwagi zarówno pozytywne, jak i negatywne. Niestety często komentarze negatywne nie odzwierciedlają rzeczywistości, nie są szczere, lecz wynikają ze złośliwości, zazdrości i braku szacunku. Warto korzystać z uwag i komentarzy, które stanowią konstruktywną krytykę. Aby to osiągnąć, powinniśmy kształtować umiejętność odsiewania negatywnych słów zazdrośników od wskazywania elementów naszego występu, które należy doskonalić. Tak samo możemy korzystać z reakcji publiczności, bo brak wielkich owacji nie musi oznaczać złego występu. A jeśli nawet jeden nasz występ nie był perfekcyjny, to nie oznacza końca kariery. Każde potknięcie powinniśmy traktować jako szansę na naukę i doskonalenie umiejętności.

Dobremu przygotowaniu przed występem powinno towarzyszyć maksymalne skupienie w momencie wyjścia na scenę. Myślenie o towarzyszącym nam stresie raczej nie spowoduje jego zmniejszenia, tak samo jak wpatrywanie się w twarze publiczności. Lepiej skoncentrować się na treści, którą mamy do przekazania w naszym utworze, na sensie słów, które śpiewamy, na ich zrozumieniu i interpretacji. To ułatwi nam zapamiętanie tekstu i przekazanie go tak, żeby nasi odbiorcy też poczuli to, co chcemy im powiedzieć piosenką.

Nieocenioną metodą na zdenerwowanie przed wyjściem na scenę jest pozytywne myślenie. Spojrzenie w lustro i szeroki uśmiech do samego siebie, a jeszcze lepiej głośny śmiech, pomoże rozładować napięcie za kulisami. Ubrani w sceniczny strój wyglądamy inaczej niż na co dzień, a wyjątkowy wizerunek też powinien poprawić nam pewność siebie. Uspokojeni i rozluźnieni, przed wyjściem na scenę możemy skupić się już tylko na występie i utworze, który mamy do wykonania. Kilka głębokich oddechów pomoże uspokoić myśli i pewnym krokiem wyjść przed publiczność.

Powodzenia! [1]

Rehabilitacja i edukacja osób z niepełnosprawnością wzroku

Świat niewidomych i niedowidzących, a więc świat dotyku i dźwięku. Co by nie rzec, w wielu aspektach to zupełnie inny świat od tego, w którym żyją ludzie widzący. Jak się okazuje, wystarczy wyłączyć światło, a wszystko zmienia się nie do poznania. Proszę sprawdzić – nic trudnego zgasić światło wieczorem, po zachodzie słońca. Kto potrafi trafić do biurka, szafki, własnego łóżka? Kto odnajdzie po ciemku sweter albo piżamę? Specjalnie wymieniamy te proste rzeczy, by tym mocniej uzmysłowić codzienne kłopoty ludzi źle widzących. Co dopiero trudności z odczytaniem artykułu z gazety, treści ogłoszenia, albo z wyjściem z domu na ogłuszającą ulicznym hałasem ulicę!

Rozliczne kłopoty dnia codziennego owocują trudnościami w szkole, pracy i w różnych aktywnościach publicznych, na przykład gdy niewidomy chce wykonywać zawód piosenkarza lub instrumentalisty i występować na scenach całego kraju lub nawet całego świata. Sondażowe badanie dotyczące sytuacji niepełnosprawnych wzroku na rynku pracy pokazały twardą prawdę. Rezultaty tego sprawdzianu są porażające. ##Okazuje się, że niewielu niewidomych znajduje dobrą pracę, a gdy jakiś etat mają, jest bardzo tani. Tym bardziej dotyczy to zawodów specjalnych, w których kandydaci mają jeszcze trudniejszą ścieżkę do pokonania. O czym to świadczy? Zapewne zarówno o złym traktowaniu niewidomych przez pracodawców, ale także o zbyt słabych ich umiejętnościach. To jednak często nie wynika z winy samych niewidomych pracobiorców. Zwraca to uwagę na przykład na poziom edukacji w szkołach, do których uczęszczali lub nadal uczęszczają. Są tam kolejne roczniki uczniów i jak słyszymy jest coraz trudniej. Czy coś się poprawi? Czy poza edukacją są jeszcze inne przyczyny powodujące dyskryminację i izolację tego środowiska w społeczeństwie?

Zacznijmy od początku. Małżeństwo spodziewa się dziecka. Nic nie zapowiada tragedii, którą przeżyją. Kobieta zachodzi w ciążę i wszystko przebiega dobrze. Po porodzie okazuje się, że dziecko nie widzi. Coś złego stało się z nerwem wzrokowym i o dobrym widzeniu można już tylko marzyć. Rodzice są załamani. Nie wiedzą gdzie się udać. Pomagają im okuliści, ale właśnie oni nic nie mogą zrobić. Potrzebne jest innego rodzaju wsparcie. Jest dostępne, ale czy wszędzie? Gdy się ma kontakt ze środowiskiem, a chociażby z ośrodkami specjalnymi dla niewidomych, opieka będzie możliwa. A co mają zrobić rodzice, którzy są daleko od takich centrów i nie wiedzą nawet o ich istnieniu?

Bywa też inaczej. Rodzina jest zdrowa i szczęśliwa, a nagle ulega wypadkowi komunikacyjnemu, w wyniku którego dziecko (na przykład 10-letnie) traci wzrok. Co wtedy? Również jego rodzice nie wiedzą o specjalnych ośrodkach. Gdy już się dowiedzą, nie chcą oddać dziecka do specjalnej szkoły. Mieszkają przecież w małym miasteczku, daleko od najbliższego ośrodka. Jak mogą zdecydować się na utratę codziennego kontaktu z dzieckiem? Jego pobyt w ośrodku oznacza rzadkie spotkania. Decydują się więc na kontynuowanie edukacji w tej samej szkole co przed wypadkiem. Czy jego nauczyciele są dobrze przygotowani do realizowania procesu kształcenia niewidomego ucznia? Podobnie wygląda edukacja ucznia słabowidzącego. Czy to w przypadku małych dzieci, czy uczniów, tylko w niewielu miastach można liczyć na konkretną pomoc. Gdzie indziej jest ona niemal niedostępna. Tam, gdzie jest, nie jest wystarczająca. Często jest jak przed 30 laty. Czy można zatem liczyć na to, że dzieci z wadą wzroku będą się rozwijały jak ich pełnosprawni rówieśnicy?

W szkołach masowych brakuje wykfalifikowanych nauczycieli. Uczniowie niepełnosprawni są dla nich trudniejsi niż inni. Zamiast wziąć się do pracy, zgłosić na specjalne szkolenia i dokształcić, często wolą odpuścić. Takim uczniom więcej się wybacza. Nie zmusza do wysiłku i stawia zawyżone oceny.

Kończy się szkoła podstawowa, a uczeń niepełnosprawny może pochwalić się niezłym świadectwem, ale także mniejszą niż inni wiedzą. W gimnazjum sytuacja się powtarza. Kończy się i ten etap edukacji, po raz kolejny świadectwo jest niezłe, a umiejętności odległe od wymaganych na rynku pracy. Czy w liceach coś się zmienia?

Opisanej tu sytuacji towarzyszy postępowanie, które wywołuje zdziwienie i protest. Do szkół trafiają większe fundusze gdy uczęszczają do nich niepełnosprawni uczniowie. Niestety, normą jest, że nie trafiają one „w ich ręce”. Szkoły wykorzystują je na cele ogólne. Nie spotkaliśmy przykładu, by miesiąc w miesiąc szkoła finansowała konkretne potrzeby niepełnosprawnych uczniów. Mogą to przecież być zakupy sprzętu rehabilitacyjnego, sfinansowanie dodatkowego nauczyciela, prowadzenie dodatkowych zajęć, na przykład muzycznych, ze śpiewu, gry na gitarze czy fortepianie itd. Zdarza się, że szkoła realizuje część tych potrzeb, ale niemal zawsze czegoś brakuje. W przypadku uczniów niewidomych lub bardzo źle widzących najważniejsze są przyrządy niwelujące skutki inwalidztwa. Dyrekcje szkół nie rozumieją tych potrzeb, nowoczesnych metod i technologii, a  jakież są one sprytne! Gdy ktoś nie widzi, musi przecież słuchać lub dotykać. Gdy ktoś widzi za mało, musi oglądać powiększone obrazy. Nie ma w tym nic niezrozumiałego, a jednak w szkołach brakuje tej wiedzy.

W szkołach specjalnych, które należy nazywać specjalistycznymi, jest lepiej, ale tylko w pewnym zakresie. Pracujący tam nauczyciele są dobrze przygotowani gdy chodzi o pedagogikę specjalną, ale również oni często nie lubią wymagać od uczniów większego wysiłku. Usprawiedliwiają to tym, że współczesna młodzież jest słabsza od poprzednich pokoleń. Wszyscy widzimy, że rzeczywiście młodzież woli się nie wysilać. W klasach są jednak zdolni uczniowie, którzy mają, albo raczej mieliby realne szanse osiągnąć sukcesy na rynku pracy. Bez dobrego wykształcenia to się nie uda.

Dzisiaj łatwo dostać się na studia. Gdy uczelnie publiczne okażą się za trudne, słabo lub średnio przygotowanego maturzystę przyjmie jakaś uczelnia prywatna. Gdy studentem okaże się niewidomy lub słabowidzący, profesorowie zachowują się mniej więcej tak, jak nauczyciele w szkołach masowych. Sytuacja się powtarza – niewidomy absolwent umie zbyt mało, by wygrać konkurencję o miejsce na rynku pracy.

Skąd bierze się ten problem? Łatwo sobie wyobrazić, że nauczyciele i profesorowie dbają o interes młodych ludzi i poprzez stawianie przed nimi solidnych wymagań wpływają na ich poziom. Skąd ten lekceważący stosunek? Dlaczego kształcenie osób niepełnosprawnych wydaje się im takie trudne i nie warte zachodu? Należy skierować uwagę na traktowanie tych kwestii przez całe społeczeństwo. Jak to jest na co dzień? Jakie zachowania obserwujemy na mieście, w urzędach, sklepach, na przystankach i w środkach komunikacji miejskiej? Otóż wszędzie jest lepiej niż kiedyś, ale nadal nie jest dobrze. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu niepełnosprawnych nie było widać. Teraz są obecni w przestrzeni publicznej, ale to nie wystarczy. Inni nadal nie znają problemów osób niepełnosprawnych i ich nie rozumieją. Brakuje ich w mediach. W jaki sposób osoba pełnosprawna może się dowiedzieć jak postępować z niewidomym? Pierwszą reakcją osób niezorientowanych jest omijanie albo litowanie się nad ich losem. Brakuje konkretnej pomocy. Jak pomagać, gdy się nie wie jak to robić? Brak wiedzy jest widoczny wszędzie. Właśnie to powoduje trudności w szkołach, na uczelniach, w zakładach pracy i innych miejscach. Niby nie ma dyskryminacji, ale nie można powiedzieć, że nasze społeczeństwo jest otwarte, wyrozumiałe, kompetentne i pomocne.

Włączamy telewizję. Przełączamy kanały i nie spotykamy osób niepełnosprawnych. Sprawdzamy programy publicystyczne, filmy, seriale, kabarety i nic! A ich obecność w polityce, w samorządach, władzach centralnych itd. – zero, albo niemal zero. To może w urzędach? Nic z tego. A biblioteki, muzea, teatry? Gdzie tam! Sprawdzamy miejsca, w których niewidomi naprawdę daliby radę (tym bardziej niedowidzący), na przykład Powiatowe Centra Pomocy Rodzinie, Miejskie Ośrodki Pomocy Rodzinie czy Pomocy Społecznej – i znowu nic! A sceny i areny?

Niewidomi, nawet najzdolniejsi, nie mają wyboru. Wielu jest ofiarą słabej edukacji oraz społecznej izolacji. Gdyby zorganizować system dokształcania, gdyby niepełnosprawni wzrokowo mogli dysponować profesjonalnymi rozwiązaniami niwelującymi skutki wad wzroku, okazałoby się, ile są warci. Są na to rozliczne przykłady.

Czy znają Państwo Tomka? Po studiach dąży do obrony doktoratu. Jest zdolnym menadżerem i działaczem społecznym. A Wojtka? Jest świetnym tłumaczem i także menadżerem. Michał, Henryk i Igor są wybitnymi informatykami, Monika dyrektorem dużej biblioteki, Janusz genialnym muzykiem jazzowym, Andrzej świetnym masażystą i kręgarzem, a Włodek naukowcem o wielkich umiejętnościach. Jola jest świetną śpiewaczką występującą w całym kraju oraz za granicą. Wszyscy są niewidomi, albo niemal niewidomi. Współpracują z osobami widzącymi i w niczym im nie ustępują. Przeciwnie, w wielu kwestiach są lepsi. Do tego grona należy dołączyć kolejnych bohaterów tego środowiska. Profesor Witold Kondracki był świetnym matematyko-fizykiem i podróżnikiem. Profesor Andrzej Dłużniewski był rzeźbiarzem i wykładowcą na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, a Mieczysław Kosz wspaniałym pianistą jazzowym. Oni również byli niewidomi. Do tej grupy należy dołączyć wielu profesjonalnych słabowidzących. Tak więc warto rehabilitować osoby z niepełnosprawnościami od najmłodszych lat, następnie gonić do nauki i pracy. Trzeba od nich wymagać i kształcić ile się da. Trzeba jeszcze dobrze oprzyrządować, otoczyć opieką i profesjonalnym doradztwem zarówno ich samych, jak i ich bliskich. Wtedy można ich promować i dawać szanse na rynku pracy[2]

Niezwykły alfabet, który nie polega na obrazkach

Od czasów starożytnych ludzie przekazywali sobie informacje przy pomocy obrazków. Były rysowane czy malowane w różny sposób, prymitywne, nieco później proste, wreszcie profesjonalne. Jeszcze wcześniej nasi przodkowie nie odczuwali potrzeby tego rodzaju ekspresji, a następnie, gdy już zapragnęli, nie wiedzieli, jak to robić. Gdy ten okres minął i wymyślili metody, które to umożliwiały, polegali wyłącznie na dobrodziejstwach zmysłu wzroku. Nie wiemy, kto był „wynalazcą” rysowania i malowania na ścianach. Nie wiemy też, kto zaczął rysowanie w celu relacjonowania swoich przeżyć i doświadczeń. Ta pierwotna twórczość miała charakter użytkowy, służyła przekazywaniu informacji i spełniała kryteria sztuki. Naukowcy odkrywają coraz więcej takich dzieł, dzięki czemu dowiadujemy się o dawno zapomnianych cywilizacjach. Potwierdza to ich wielką wartość  informacyjną.

A więc obrazki, malowidła i najważniejszy dla ludzi zmysł – wzrok! Trudno się dziwić. Tysiące lat temu ludzie nie dysponowali tak czułym zmysłem dotyku, by zastosować go do odczytywania informacji. Można przypuszczać, że ich opuszki palców do tego celu się nie nadawały. Z kolei słuch zawsze był wystarczająco rozwinięty, ale dźwięk miał w tamtych czasach charakter ulotny – pojawiał się i znikał. Mógł służyć wyłącznie do komunikacji bieżącej – „on-line”. Nie można było go przecież zapisywać. Trzeba było czekać do XIX wieku, by dźwięk stał się nośnikiem informacji. Gdy od tamtego czasu dysponujemy urządzeniami nagrywającymi i odtwarzającymi dźwięk, możemy w kwestii przekazywania informacji korzystać ze zmysłu słuchu. Czynimy to na dowolną odległość oraz „off-line” na tak długo, na ile pozwoli zastosowany nośnik informacji.

Tak więc jedynie wzrok przez tysiące lat wyznaczał techniki porozumiewania się między ludźmi na odległość. Jego przytłaczająca przewaga nad innymi zmysłami wpłynęła na sposoby zapisu. Powstawały rozmaite metody zapisywania oraz alfabety, które różniły się między sobą – nieco, albo zasadniczo. Za każdym razem, bez względu na to, jaka społeczność go tworzyła oraz w jakim czasie miało to miejsce, metody i wytwarzane dzięki nim znaki były graficzne. W ten sposób przekonujemy się, jak małe znaczenie praktyczne w rozwoju cywilizacji miały słuch, dotyk, węch i smak. Tym trudniejsza była sytuacja niewidomych. Z tego co wiemy, zawsze stanowili mniej więcej ten sam odsetek ludności i zazwyczaj żyli na marginesie społeczeństw. Nikt nie zajmował się tym, by informacje docierały również do nich. Byli wykluczeni i poza chlubnymi wyjątkami nie mogli pełnić ważnych ról, co było i nadal jest związane z dostępem do informacji.

A jednak, mimo tych utrudnień, niektórzy z nich potrafili sobie radzić. Zdarzali się niewidomi szamani, wieszcze i prorocy, a nawet wodzowie plemion. Zdobywali wiedzę na różne sposoby. Wykorzystując swoje talenty, nie polegające na widzeniu, potrafili pełnić odpowiedzialne funkcje.

Wykluczenie niewidomych z życia społeczeństw na przestrzeni wieków miało różną „głębokość”. W dawnych czasach obrazków i malowideł dostępnych dla osób widzących, a niedostępnych dla niewidomych było tak niewiele, że życie tych drugich nie różniło się zbytnio od innych. Przecież mało kto potrafił pisać i czytać. Wykluczenie pogłębiło się wraz z rozwijającą się techniką i związaną z nią możliwością publikowania dokumentów i książek, tym bardziej w związku z wynalazkiem Gutenberga. Gdy doszło do masowego drukowania książek, niewidomi zostali zepchnięci na całkowity margines życia społecznego. Publikacje, w których zwykłe, graficzne litery i znaki były uwypuklone, były rzadkością. Dawały szansę na nauczenie się pisma, ale ich wytworzenie było zbyt drogie i za mało przydatne dla osób widzących. Do dzisiaj uwypuklone napisy można spotkać na starych nagrobkach i w nielicznych dziełach pisarskich, na przykład na ich okładkach. Zapewne nie mogły mieć istotnego znaczenia w emancypacji środowiska niepełnosprawnych wzroku. Uwypuklanie znaków nie było przecież wymyślone dla niewidomych. Stanowiło uatrakcyjnienie zapisu graficznego i nic więcej. Zanim pomyślano o niewidomych, zadbano o armię i jej skuteczność. Oto jeszcze w wieku XVIII dowództwo francuskiej armii wpadło na pomysł zapisywania rozkazów kierowanych do żołnierzy w taki sposób, by można je było odczytać bez światła. Rozkazy muszą dotrzeć do adresatów nawet wtedy, gdy panuje ciemność. Sukces militarny nie może zależeć od pory dnia czy kaprysów pogody. Właśnie w tym celu wymyślono alfabet polegający na uwypuklaniu punktów.

O wspomnianej metodzie zapisu dowiedział się niewidomy nastolatek Ludwik Braille. Uległ wypadkowi w pracowni ojca. Zranił oko dłutem służącym do wytwarzania przedmiotów ze skóry i stracił najpierw jedno, a potem drugie oko. Na szczęście dla nas, był zdolnym i ambitnym chłopcem, który nie chciał żyć na marginesie. Gdy usłyszał o alfabecie Barbiera wykorzystywanym w wojsku, a potem dowiedział się o innych tego typu rozwiązaniach, wynalazł swój alfabet, który nie ma nic wspólnego z obrazkami.

Wszelkie uwypuklone znaki muszą być duże, by mogły być rozpoznawalne przez dotyk. Gdy chcemy, by były mniejsze, należy je uprościć. Właśnie w tym celu zaprzestano uwypuklać całe znaki, a zaczęto uwypuklać ich kluczowe punkty – końce kresek składających się na poszczególne litery i ich skrzyżowania. Do celu uwypuklania już od dawna używano papieru. Wiedziano, że ma on bardzo ważną dla niewidomych własność. Nakłuty tworzy wypukły punkcik, który może być „widoczny” przez dłuższy czas. Ludwik Braille nie wynalazł więc sposobu uwypuklania papieru lub zastosowania wypukłych punktów dla oznaczenia liter. Wymyślił natomiast najprostszy znany nam kod stanowiący alfabet. Dotyk nie daje możliwości porównywalnych ze wzrokiem. Dzięki oczom odbieramy miliony świetlnych bodźców naraz. Dzięki dotykowi możemy wymacać wypukłe punkty jako odrębne, gdy jest ich zaledwie kilka na długości jednego centymetra. Alfabet dotykowy nie może zatem być skomplikowany.

Literka „a” w alfabecie Braille’a to najprostszy pojedynczy wypukły punkt. Literka „b” to dwa punkty ustawione w pionie, a „c” – dwa punkty ustawione w poziomie. Czy można wymyślić coś prostszego? Wszystkie znaki są kombinacjami w ramach sześciopunktu, w którym mamy dwie pionowe kolumienki po trzy punkty. Daje to możliwość ułożenia 64 odrębnych kombinacji. To wystarczy, gdy alfabety większości narodów mają około 30 liter. Do tego dochodzi interpunkcja i prefiksy, czyli specjalne znaki określające charakter znaków następujących po nich. Mamy prefiks oznaczający małe litery oraz inny dla dużych liter. Mamy także oznaczenie cyfr. I tak pojedynczy punkt oznaczający małe „a”, gdy stoi przed nim prefiks przeznaczony dla dużych liter, staje się literą „A”. Gdy stoi przed nim tzw. znak cyfr, inaczej znak liczbowy, „a” staje się jedynką. Literka „b” jest wtedy dwójką, „c” trójką itd.

Prostota alfabetu Braille’a nie polega wyłącznie na tym pojedynczym punkciku. Proste jest także „b”, „c” i następne litery. Pierwsze 10 liter alfabetu łacińskiego są zaprojektowane w ramach górnego czteropunktu spośród sześciu punktów. Kolejne 10 liter powstaje poprzez dodanie lewego dolnego punktu o numerze 3 i tak z „a” powstaje jedenasta litera alfabetu, czyli „k”. Z „b” powstaje litera „l” itd. Następne litery powstają poprzez dodanie szóstego punktu do poprzednich i różnią się od pierwszych liter trzecim i szóstym punktem, czyli dwoma dolnymi punktami w ramach sześciopunktu. Nie ma co mówić, to naprawdę najprostszy system zapisu. Można się go nauczyć w ciągu kilku minut. Dlaczego jest jednak uznawany za trudny? Bo nie chodzi jedynie o pamięciowe nauczenie się tych znaków, lecz o takie wykształcenie dotyku opuszków palców, by potrafił wyczuwać niewielkie różnice między poszczególnymi kształtami. Po miesiącu ćwiczeń palce zaczynają czuć te różnice, a po kilku miesiącach można czytać brajlowskie książki.

Co przeszkadza w takim czytaniu? Wystarczy grać na gitarze, by opuszki palców były mniej czułe. Ich skóra twardnieje, co utrudnia odczuwanie bodźców dotykowych. Jeszcze gorzej mają osoby, które pracują fizycznie i mają zniszczone ręce. Największe nieszczęście spotyka ludzi dorosłych ze zniszczonymi opuszkami, gdy tracą wzrok w wyniku jakichś wypadków lub chorób. Wtedy jest strasznie. O ile inni niewidomi zadowalają się zmysłem dotyku, czytają książki, rozkoszują się dotykaniem rozmaitych powierzchni i ich charakterem (szorstkością lub gładkością), niewidomi nowo ociemniali nie mogą zrekompensować utraty wzroku w taki sposób. Inni niewidomi biorą do rąk tzw. ubrajlowione karty i grają w tysiąca, kierki czy brydża, a nowo ociemniali rozkładają bezradnie ręce – nie czują oznaczeń na kartach! Nie wiedzą, czy mają w ręku asa, czy tylko króla. As ma oznaczenie „a” i jest jednym punkcikiem – tym pierwszym od góry, „k” to dwa punkty – ten pierwszy jak w „a” i dodatkowy trzeci – ten dolny. Gdy się ma sfatygowane ręce, takiej różnicy się nie odczuwa. Marzenia o brydżu można odłożyć ad acta.

W taki oto sposób niewidomi nie mają do czynienia z obrazkowymi literkami. Są one dla nas tak samo niedostępne jak cudowne obrazy Matejki czy Rembrandta. O Panoramie Racławickiej możemy jedynie posłuchać. Niektórzy z nas lubią chodzić do muzeów, ale nasze wizyty polegają na dowiadywaniu się, a nie oglądaniu. Nam pozostało „wymacywanie” punkcików, które układają się w poszczególne literki. Czy tego rodzaju uproszczenie nie wpływa na nas upośledzająco? Może wraz z nim jesteśmy jacyś prości? Na szczęście możliwości innych zmysłów stwarzały i nadal stwarzają nam szansę na intelektualny rozwój. W wielu dziedzinach niewidomi potrafią być lepsi od innych. Nie tyle lepiej słyszymy czy odczuwamy dotykiem, ile przez całe lata skupiamy na nich większą uwagę i sprawniej, efektywniej je wykorzystujemy. Pozostaje nostalgiczne marzenie, by móc obejrzeć obrazki oznaczające literki, kolorowe książki i plakaty, filmy, krajobrazy i – swoich bliskich, których znamy przecież w ograniczony sposób.

Na razie jest tak, że obrazy dla niewidomych są wizualnie niedostępne, ale od pewnego czasu można je jednak „oglądać” – dotykiem oczywiście. Są przyrządy elektroniczne i oprogramowanie, które umożliwiają zamianę obrazu graficznego na dotykowy. Powstała nowa dziedzina nazwana tyflografiką – to grafika dla niewidomych. Dookoła nas jest coraz więcej wypukłych map i planów. Można też w ten sposób oglądać tekst wydrukowany w tzw. czarnym druku. Specjalistyczne oprzyrządowanie rejestruje obraz tekstu i zamienia go na formę wypukłą. Jakiś czas temu niewidomym Japończykom zaprezentowano film, w taki specjalny, uwypuklony sposób. Nie wiemy, czy im się to spodobało, ale sam fakt realizowania takich badań musi cieszyć. Słyszeliśmy również o doświadczeniach mających na celu przedstawienie niewidomym obrazu za pomocą dźwięku. I te próby należy uznać za interesujące, chociaż – czy można kogoś zadowolić zamieniając tak urozmaicony świat obrazów na proste z konieczności schematy dotykowe lub dźwiękowe?

Póki co niewidomi mają do dyspozycji alfabet, który nie polega na obrazkach. Dzięki milionom wymacanych punktów, które mają ten sam stożkowaty kształt, a różnią się jedynie pozycją w ramach sześciopunktu i układami, w których biorą udział, niewidomi od dwustu lat poznają książki, literaturę i podręczniki, również do matematyki i muzyki. W czasach, gdy coraz mniej ludzi czyta, te brajlowskie punkty są niedoceniane przez wielu niewidomych, ale te proste, nie mające koloru punkty są naprawdę na wagę złota!

Na koniec krótka informacja o brajlowskich nutach. Sam Braille był także muzykiem. Gdy wymyślił swój wypukły alfabet, przystąpił do projektowania kodu dla nut. Poradził sobie z tym i właśnie jego pomysł jest używany do tej pory. Zapis brajlowski nut jest bardzo skomplikowany, ale dlatego, że musi dać możliwość notowania wszystkiego, co jest niezbędne muzykom. Dzięki temu rozwiązaniu można zapisać partytury do złożonych utworów. W bibliotece brajlowskiej można znaleźć na przykład zapisy nutowe utworów Fryderyka Chopina sprzed około stu lat. Zastosowana w nich notacja nieco się różni od dzisiejszej, tym bardziej warto to obejrzeć[3].


[1] Materiał przygotowano w oparciu o informacje ze strony: http://www.nauka-spiewu.pl.

[2] Z materiałów Marka Kalbarczyka.

[3] Z materiałów Marka Kalbarczyka.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego podchodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego.

Accessibility Toolbar